Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 108.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Wreszcie Ewaryst, zwyciężony oczywistością, zawołać musiał:
— On naprawdę nic nie wie!
Niewiadomość Ignasia stawała się dla wszystkich faktem nadzwyczajnym, faktem tak niezrozumiałym nawet, iż podkopywała wiarogodność różnorodnych romansów, jakich bohaterem stał się nagle January. Rozsądniejsi zaczynali wątpić.
— Wytłumaczcież mi w końcu, co to wszystko znaczy? — zawołał zaciekawiony z kolei Ignaś.
— To znaczy chyba, że Orest przeniewierzył się Pyladesowi — mruknął złościwie Ewaryst.
Ignaś wzruszył ramionami.
— Gdybyśmy porzucili starożytność.
— Kiedy widzisz, po dzisiejszemu brzmi to trochę nieładnie; gotówbyś się obrazić, czego sobie nie życzę — mówił dalej Ewaryst.
— Jesteś nieznośny! Odkądże to boisz się ludzi obrażać?
— Odkąd obrażeni biorą się do pięści — wtrącił ktoś, złośliwszy od Ewarysta.
Ale złośliwość ta zginęła wśród ogólnego szmeru.
— Ot po prostu — zaczął znowu Ewaryst, którego nic nie mogło powstrzymać od przyjemności powiedzenia czegoś przykrego: — skoro nic nie wiesz, twój socyusz January zrobił dwa głupstwa... odmówił współpracownictwa w „Haśle“ i zakochał się.
Krew uderzyła do twarzy Ignasia; January — była to słaba strona jego serca.
— January — odparł stanowczo — nie jest moim socyuszem, jak wam się podoba go nazywać, i doskonale wie, co robi. Przewidywałem, że się nie porozumie z Karolem; a co do miłości...
Roześmiał się szczerze, nie zadając sobie nawet pracy