Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 109.jpeg

Ta strona została skorygowana.

inaczej zaprzeczyć podobnie nieprawdopodobnej rzeczy, i spoglądał po obecnych, jakby wzywając ich do przytoczenia jakiegobądź szczegółu w tym względzie.
Szczegółów jednak nie brakowało, i Konrad, który pijąc czarną kawę, słuchał z filozoficznym spokojem całej rozmowy, podjął się ich dostarczyć.
— Otóż rozpowiadają — odezwał się — że January rozkochał jakąś księżniczkę, która z tego powodu zerwała z narzeczonym; że January go wyzwał i ranił śmiertelnie; że panna przepadła, rodzina jej szuka, i że lada dzień młoda para ucieknie za granicę, jeśli dotąd nie uciekła...
— Ale gdzież tam! — przerwał Ewaryst, który skwapliwie pochwycił przerwę w tem misternie spokojnem opowiadaniu. — Tu nie chodzi o żadną księżniczkę, cóż znowu! January ma zawsze demokratyczne gusta; pokochał się po prostu w jednej z figurantek baletu, mającej pulchne kształty, szerokie pryncypia, licznych wielbicieli i możnego protektora. Z tym protektorem January obszedł się trochę niegrzecznie, dziewczynę wykradł i chce odegrać z nią wiekuisty dramat podniesienia upadłej kobiety. Wiecie, że to jeden z jego ulubionych tematów.
— Otóż nie! ja wam powiem najlepiej, jak to było — wtrącił ktoś trzeci. — January ma do czynienia z jakimś mężem tyranem, Otellem; każdej chwili jej i jemu grozi sztylet, rewolwer, albo trucizna. Straszne rzeczy!
Ignaś słuchał tych wszystkich wieści z prawdziwem zdumieniem.
— I cóż ty na to Ignasiu?
— Ależ to nie ma odrobiny sensu! — zawołał wreszcie.
— Co? czy miłość Januarego?... on się nigdy zbytnim sensem nie odznaczał.