Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 110.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Nie mówię wcale o Januarym; ta cała historya nie ma najmniejszego sensu. Któż to wam mówił?
Przytomni nie mieli powodu czynić z tego tajemnicy; to też nie trudno było dowiedzieć się Ignasiowi, zkąd powstały te różnorodne wieści. Przytaczano słowa, półsłówka, uśmiechy, miny fejletonisty.
Zrazu te wszystkie sprzeczne wersye wydały się Ignasiowi tylko potworną bajką, wychodzącą w pełnym rynsztunku z bruku miejskiego, jak Minerwa z głowy Jowisza.
— Emil — wyrzekł — widocznie zażartował sobie z was wszystkich.
Przekonanie młodego człowieka wywarło pewny wpływ na obecnych. Spojrzeli po sobie. Coś podobnego przychodziło już na myśl niektórym; ale, że przykro jest zawsze rozstawać się ze skandalicznym fakcikiem, który miał się przytrafić bliźniemu, więc przykrość ta podpierała nieco zachwianą wiarę.
— To oczywista bajka — ciągnął dalej Ignaś z zapałem, utwierdzony w tem mniemaniu samą różnicą wersyj, a wreszcie i tą prostą przyczyną, wystarczającą tylu ludziom, że nigdy nic podobnego nie przyszło mu na myśl. — I wy wszyscy, co znacie Januarego, mogliście uwierzyć takiej mistyfikacyi!
Zaprzeczenie było zbyt ostre i jako takie wywołało opozycyę.
— Za pozwoleniem! — zawołał Ewaryst — czy możesz zaręczyć, że w tych wszystkich powieściach nie ma cienia prawdy? Być może, że zachodzi pomyłka co do okoliczności; ale fakt sam jest prawdopodobny. Od jakiegoś czasu January stracił zegarkową systematyczność, zmienił się w wielu rzeczach... czy możesz zaręczyć, że się nie zakochał?
Za to Ignaś zaręczyć nie mógł. Teraz on także zaczął