Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 113.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Ja nie tylko o to zapytać się chciałem — wyrzekł znowu Ignaś.
Mówił tak cicho, jakby lękał się obrazić towarzysza samem brzmieniem słów; była w nich taka troskliwość, iż January odczuł coś niedopowiedzianego.
— O czem chcesz mówić? — zapytał, zwracając na niego wzrok badawczy.
— O tem, o czem wiedzą wszyscy: o tej wielkiej przemianie, zaszłej w twoim losie, o której przecież zawiadomić mnie nie chciałeś.
Płomień rumieńca przebiegł po twarzy Januarego.
— Cóż to wiedzą wszyscy? — wyrzekł, zatrzymując się nagle.
Ignaś powtórzył mu wszystko, co słyszał przed chwilą.
January słuchał go z przyciętemi wargami, nieruchomy z pozoru, pogardliwy i hardy; nie raczył przeczyć.
— A ty Ignasiu? — spytał wreszcie po długiem milczeniu — powiedziałeś mi wszystko, co sądzą drudzy; teraz powiedz mi, co ty myślisz?
— Ja widzę, że się zmieniłeś, January; ja lękam się, byś nie cierpiał.
Uśmiechnął się z nieskończoną wzgardą.
— Ja nie wiem, czy ja cierpię; ja nie pomyślałem, że cierpieć mogę; a gdybym i pomyślał nawet, to wiesz dobrze, iż to nie powstrzymałoby mnie nigdy. Cóż znaczy cierpienie, wobec pełni sił i życia?
— January! więc to, co mówią, jest prawdą! — zawołał Ignaś niepewnym głosem.
— Prawdą? — wyrzekł, jakby sam do siebie, zasłuchany w abstrakcyjny dźwięk tego wyrazu więcej, niż odpowiadając na uczynione zapytanie, — ja nie wiem sam. Słowa mają znaczenie konwencyonalne, odpowiadają z ko-