Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 122.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Alboż ja się pytam o inwentarz majątku!
— Doprawdy, January, nie wiem czego ty chcesz.
— Czego ja chcę?... Ha, gdyby mi kto odpowiedział na to pytanie! Wiem, że pragnienia moje rozrastają się w nieskończoność; że istota moja rozpada się na dwoje; że połowa zrywa się do tytanicznych walk, gdy drugą ogarnia senność marzenia. Chcę burzy i ciszy, cieniów nocy i promieni słonecznych.
Milczał przez chwilę, jakby zasłuchany w sprzeczce chóru uczuć własnych. Powoli jednak pogoda schodziła mu z twarzy, powracał na nią dawny szyderczy wyraz.
— Cóż ty zamierzasz? — spytał wreszcie Ignaś, nie pojmując przyjaciela.
January uśmiechnął się pogardliwie.
— Nieoszacowane pytanie! — odparł po chwili — zupełnie na porządku dziennym konwencyonalnej przyjaźni. Prawdziwie zamierzam tyle rzeczy, nieobjętych zwykłemi programatami życia, że... za długo byłoby o tem mówić.
— Przecież, January... — próbował tłumaczyć się Ignaś.
Ale January nie zostawił mu czasu na tłumaczenie; był wzburzony, wrzały w nim spotęgowane uczucia, przerwał gwałtownie:
— Wiesz co, Ignasiu, idź lepiej do panny Jadwigi; kochaj się w niej przykładnie i spokojnie, ile ci na to czas pozwoli, od siódmej po południu do dziesiątej wieczorem; posyłaj do niej sentymentalne westchnienia bez szkody codziennych zatrudnień; myśl o niej pomiędzy peryodami pisanych artykułów, lub robiąc korektę wieczornego dziennika; bądź dalej wzorem porządnego narzeczonego, który rozrachował sobie, że za rok, siedm miesięcy i dni dwadzieścia cztery, zbierze dostateczny fundusz na założenie własnego