Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 141.jpeg

Ta strona została skorygowana.

kwintność powierzchności, będącej wrodzonym przymiotem pewnych bogato obdarzonych natur.
Wychodząc, ażeby załatwić ważne sprawy swego przedsiębiorstwa, miał prawo dowiedzieć się, chociażby u drzwi pani Halskiej, o jej zdrowie. Myśl ta sprawiała mu wzruszenie, nad którem trudno mu było zapanować. W milczeniu schodził ze schodów, miarkując krok swój, ale nie mogąc wstrzymać gwałtownych uderzeń serca.
Nie tracił, pomimo to, ani na chwilę władzy analizowania swoich wrażeń. Zatrzymał się nawet i uśmiechnął nad sobą z politowaniem.
— Doprawdy, jestem dziecinny — szepnął z odcieniem niecierpliwości — gotówem wyjść na arkadyjskiego pasterza.
Siła uczuć świadczyła o sile indywidualności; nie oburzał się na nie, chciał tylko być więcej panem siebie; oburzał się na niedołęztwo własnej woli, z pod kontroli której wyłamywały się te uczucia.
Z mieszkania, które zajmowała Helena, zaledwie parę pokoi ocalało; tutaj umieściła się tymczasowo; służba była zdezorganizowana, drzwi otwarte, przedpokój pusty. Dzieci tylko, uszczęśliwione, według zwyczaju dzieci, zmianą każdą, obiegały radośnie nowe kąty.
Widząc Januarego, zatrzymały się oboje, zmieszane spoglądając na niego.
Ale chłopczyk poznał go widać, bo po chwili podskoczył ku niemu z wyciągniętemi rączkami; a potem pobiegł do drugiego pokoju, i January słyszał, jak wołał:
— Ten pan, co mnie i Anielkę wyniósł z ognia!
Uśmiechnął się w duchu; był przyjmowany tak, jak tego pragnął; zdobył sobie w tym domu stanowisko, jakie zamierzał.
Helena wybiegła ku niemu z okrzykiem, z wyciągnię-