Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 147.jpeg

Ta strona została skorygowana.

jesz odpowiedzi — odparła, zdobywając się na uśmiech, kryjąc po za nim pomieszanie swoje.
— Pani wiesz dobrze, iż są rzeczy, które zbyt miło jest usłyszeć, ażeby je odgadywać.
Dalej idąc tą drogą, mogła wydawać się zalotną. Z tym człowiekiem każda taktyka była równie niebezpieczną. Zrozumiała to szybko i porzuciła ton żartobliwy.
— Jest to z pańskiej strony żart tylko — wyrzekła — nie obraziłeś mnie pan, nie mogłeś obrazić, mówiliśmy o kwestyach oderwanych, nie mieszając do nich osobistości.
— Niestety, pani, są osobistości absorbujące nas tak silnie, iż, chcąc nie chcąc mieszamy je do każdej kwestyi i zrezygnować się na to musimy.
Dumna natura jego niezdolną była cofnąć się kiedykolwiek. Miałaż okazać się mniej dumną od niego?
— Ja nie należę do zrezygnowanych — odparła, próbując skrzyżować z nim wzrok i wytrzymać jego spojrzenie.
— Ma się rozumieć; niepotrzebnie uprzedzasz mię o tem pani; rezygnacya, ta cnota bezsilnych i beznamiętnych nie może iść w parze z usposobieniem twojem, wiem o tem.
— Więc dla czegóż mówiłeś pan o rezygnacyi?
— Mówiłem może o samym sobie — odparł zwolna.
— Pan przecież także do zrezygnowanych nie należysz.
— Jak kiedy, pani; są wypadki, w których rezygnacya jest bardzo łatwą. Być może, iż wyraziłem się nie dość jasno. Nie moja wina; wyrazy stosują się z konieczności do ogólnego poziomu, nie starczą często wyjątkowym chwilom.
Nie tłumaczył się wyraźniej i ona tego nie żądała. Być może, iż rozumieli się oboje; być może, iż ona zrozumieć nie chciała.
Nie była zdolną zdać sobie sprawy z czasu trwania tej rozmowy; minęła szybko, jak błyskawica, a jednak zosta-