Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 153.jpeg

Ta strona została skorygowana.

On tylko rozbudzał jej myśli. Zresztą zapomnieć nie mogła, że był zbawcą jej dzieci.
Na mocy tego przekonania, powoli odzyskała zachwiany spokój.
Widywali się prawie codziennie na tej werendzie, która stała się znowu jej ulubionym siedliskiem, skoro zatarto ślady pożaru. Tylko kwiaty, zwarzone gorącem, straciły barwy; tylko połamane krzewy nie odzyskały od razu dawnej czerstwości, tylko może w tajemnicy jej serca coraz częściej zrywały się burze.
Ale czyż burz takich powodem był January?...
Gdyby tak było, pomimo wszystkiego, ona potrafiłaby się obronić przed jego miłością, zachować godność i cześć swego domowego ogniska.
Jeśli myśli jego były śmiałe, jeśli dotykał bez wahania wszystkich problematów życiowych, jeśli wzrok jego był czasem gwałtowny, nigdy słowem żadnem nie zgrzeszył przeciwko niej.
Mogła śmiało myśleć, że całą działalność jego pochłaniał dziennik, który ukazał się, jak meteor, na literackim horyzoncie i zabrał od razu wybitne stanowisko.
Nie jeden na miejscu Januarego, wśród zamiany myśli i ścierania się zasad, zdradziłby się jakiembądź spojrzeniem, słowem, lub wreszcie płomieniem i bladością twarzy. On jednak poznał tę kobietę, którą zdobyć postanowił, i wiedział, że trzeba mu było naprzód opanować jej przekonania, jej wolę, jej istność całą, pod bezpieczną osłoną obecnych stosunków. A jednak nieraz, kiedy ręka jego dotykała jej ręki, gotów był przylgnąć do niej ustami i nie wypuścić jej więcej; kiedy wymawiał mierzone słowa powitania, cisnęły mu się na usta niepohamowane wyznania i zaklęcia; ale roztaczał nad samym sobą żelazne panowanie woli, i kiedy