Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 162.jpeg

Ta strona została skorygowana.

przeszłość dawna, spokojna, pełna czystych uczuć i ta wdzięczna cześć, jaką go otaczała, i namiętne burze dni ostatnich.
— Czemuż — zawołała — ja wrócić nie mogę do przeszłości, do tego co było, i wymazać z pamięci tych chwil, tych godzin, tych uczuć!
Było to dziecinne żądanie, i jako takie, odejmowało jej chwilową przewagę, jaką nad nim miała.
Pomimo bólu, uśmiechnął się litośnie.
— Przeszłość nie zmartwychwstaje — wyrzekł zwolna — choćbyśmy życiem przypłacić to chcieli, dzień jutrzejszy nie będzie nigdy powtórzeniem wczorajszego, ale on może być stokroć piękniejszym. Pomyśl o tem.
Wstrząsnęła głową z ponurym wyrazem.
— Więc czegóż chcesz odemnie? — mówił January. — Kocham cię od pierwszej chwili, gdym cię zobaczył tak spokojną i dumną, gdym dostrzegł, że pod tym spokojem wrzały burze powstrzymywane wolą, że oszukiwałaś siebie, wmawiając szczęście, ażeby dać je drugim...
— Ja byłam szczęśliwą! — zawołała — przysięgam, byłam szczęśliwą!
— Więc czemuż płakałaś wówczas, powiedz, słuchając pieśni Wagnera? Słuchałem ja także i moja pierś drżała niespełnionemi pragnieniami życia, żądzą nieznanego szczęścia, które czytałem w twoich oczach. Tyś cierpiała, com ja cierpiał, pragnęła, czegom ja pragnął. Byliśmy obok siebie, złączeni aspiracyami serc naszych, tak blizcy, choć rozdzieleni całą przestrzenią formuł świata, jak i dzisiaj. Wówczas uczułem, że należysz do mnie z prawa, jak ja do ciebie; wówczas postanowiłem zdobyć cię na przekór światu i ludziom, na przekór tobie samej nawet. Rzuciłem się w ogień bez trwogi dla ciebie, nie pytając, czy się z niego wydobyć zdołam; byłbym poszedł na śmierć bez wzdrygnienia.