Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 025.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miem go cenić, jak wygnaniec raj utracony, i odrazu przystając do tych ludzi, jakby do swoich, czułem że i oni za obcego mnie nie mieli. Rozmowa toczyła się swobodnie, przerywana nieraz chwilowem milczeniem. Lucyan, dumny miłością swoją, był ożywiony jak samo szczęście; nigdy nie widziałem go tak świetnym. Regularne rysy jego pięknej twarzy promieniały, czarne ogniste oczy spoczywały na Stasi i wówczas zamyślał się nagle, głos mu drżał i zamierał, tonąc w cichym zachwycie. Stasia mało mieszała się do rozmowy naszej: zamyślona obrywała listki kwiatów, które miała w ręku. Spotykałem nieraz ciemne jej oczy utkwione we mnie, kiedym mówił, z wyrazem zdziwienia i uwagi. Widać jednak że to milczenie niezwykłem być musi, bo panna Rozalia zapytała o przyczynę. Słysząc to, dziewczyna podniosła się, jakby ze snu zbudzona.
— Głowa mnie boli, odparła posępnie. Pan Jerzy gotów pomyśleć żem bardzo nudna.
I zbliżając się do babki, usiadła na małym stołeczku przy jej nogach, wspierając śliczną główkę na jej kolanach; ale na mnie spoglądała ukradkiem.
Może niepróżno Stasia jest pieszczoną jedynaczką, niepróżno tak piękną i wdzięczną; wie o tem i kaprysi trochę, bo sądzi że jej z tem dobrze. Może chowano ją tylko na ładne, bezmyślne cacko. Szkoda! Nie cierpię wszystkiego co może zwać się fantazyą i kaprysem, a jednak przyznaję, że gdyby Stasia była moją narzeczoną, nie miałbym serca gniewać się na nią. Kto wie, może kochałbym ją nawet coraz więcej za te chmury bez przyczyny, podobnie jak Lucyan, który zbliżywszy się do niej, póty coś szeptał, całując jej rączki, aż zasępione rozjaśniła czoło, rozśmiała się, później znowu ze śmiechu przeszła w płacz i uciekła w głąb’ domu, ze łzami i śmiechem.
Lucyan chciał iść za nią, ale zatrzymała go panna Rozalia.