Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przenikliwym, nie zadawały fałszu bystremu wzrokowi, będąc z nim w zupełnej sprzeczności. Ogólny wyraz tej twarzy możnaby streścić w dwóch słowach: inteligencya i siła. Oto masz opis pana Jerzego, takim jakim mi się przedstawił. Mimowolnie porównywałam Lucyana z jego przyjacielem, i cóż ci powiem: Lucyan jest piękny, piękniejszy niezawodnie, ale poznawszy go raz, już wiesz jakim jest, jakim zawsze będzie. Jerzy przeciwnie; wpatrując się w niego, zawsze coś nieznanego dostrzedz można. Pełno ludzi jest podobnych do Lucyana, pan Jerzy nie przypomniał mi nikogo. Myślałam o tem wszystkiem pocichu, patrząc na niego, i nie wiem czemu, zrobiło mi się trochę smutno. Doprawdy, ja sama nie wiem czemu. Lucyan mnie chciał rozerwać, przeprosić... Ciekawam bardzo zaco mnie przepraszał? Aż zniecierpliwiłam się i rozkaprysiłam na dobre, i odeszłam, bo mnie potrochu wszystko gniewało. Że też mi nawet smutną być nie wolno; ten Lucyan zaraz wyobraża sobie, że to jego wina. Jednak po namyśle powracałam z ogrodu do salonu, kiedy usłyszałam żywą rozmowę i głos pana Jerzego doszedł mnie, choć zwykł mówić cicho. Głos ten jest dziwnie dźwięczny i wyraźny: raz usłyszawszy, zapomnieć go niepodobna. Mówiono o mnie. Moja Maryniu, dziś dopiero poznaję jak przez całe życie byłam nierozsądną i dziwaczną. Nie potrafię ci powtórzyć tego com usłyszała; z początku nawet rozgniewałam się bardzo i prawie rozpłakałam ze złości; ale słuchając dalej, uczułam że świat nowy otwierał się przedemną, że słowo każde budziło we mnie szereg myśli nieznanych i odrazu skorzystałam moralnie, odrazu nauczyłam się więcej niż przez całe życie. Jakaś dziwna siła i energia budziła się we mnie. Roztrząsałam wartość moję moralną, to czem byłam dotąd, i wstyd mi było nicości duchowej w jakiej zostawałam. Mało nad czem zastanawiałam się dotąd; żyłam jak roślina na słońcu, rządząc się fantazyą, kaprysem. Zachcenia moje były