Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chmur przeszły bez wieści, a patrzeć na nią, trzeba było koniecznie zamarzyć o ciszy i błogosławieństwie domowego ogniska.
— A co, panie Jerzy, spytała panna Rozalia, czy pamiętasz uczynioną obietnicę?
Musiałem przyznać ze wstydem, iż zapomniałem o co idzie.
— A pański sen, pamiętasz pan co się śniło?
Spojrzałem w koło trochę zdziwiony i wzrok mój padł na portret bladej kobiety nad kominkiem, na starożytne sprzęty i ściany sali, a sen mój uprzytomnił się nagle w pamięci, jak najdobitniejsza rzeczywistość.
— Miałem dziwaczny sen, — odparłem, — sen, który tylko śnić się mógł w Zalipnej.
— Doprawdy?.. — zapytała panna Rozalia ciekawie, — mówże pan.
— Czy panna Stanisława nie ma brata?.. — spytałem.
— Nie, i nie miała nigdy. Dlaczego to pytanie?
— Bo we śnie widziałem człowieka podobnego do niej, jak dwie krople wody do siebie.
— To być nie może!.. — zawołała panna Rozalia, blednąc i załamując ręce, — „on” ukazał się panu?
Spojrzałem na nią, zdziwiony wrażeniem jakie uczyniły słowa moje. Wzrok jej z rodzajem przerażenia zwracał się od Stasi do pustego miejsca nad kominkiem, gdzie brakujący portret rysował się świeżością adamaszku na spłowiałej ścianie. Ja sam zapatrzyłem się w portret bladej kobiety i zdawało mi się że w jej rysach odnajduję zamgloną powieść snu mojego.
Dość długo trwało milczenie. Lucyan i Stasia, korzystając z niego, wymknęli się do ogrodu. Wówczas panna Rozalia dała mi ręką znak bym się przybliżył.
— Mów pan teraz, — wyrzekła smutnie, stłumionym