Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sław zrozumiał szybko, że jeden z nich zginąć musi, i bronił szczęśliwej doli. Siły jego podwajały się w walce: musiał w końcu zwyciężyć. Przeciwnik jego padł z piersią przeszytą, jęknął przekleństwem i skonał.
— Na nim wygasła starsza linia naszej rodziny, rzekła panna Rozalja. Stanisław, imiennik i krewny najblższy, odziedziczył rozległy majątek ofiary swojej. Ale cóż dalej, cóż dalej?
— Dalej, odparłem, koniec snu. Ta sama sala kirem wybita, gromnice, trumny, katafalk i ostatnie słowa umierającej, obłąkanej Jadwigi. „Obyś nie znalazł w grobie spokoju i przecierpiał to wszystko, co ja przecierpiałam.” Wiarołomstwo, morderstwo, przekleństwo i tryumf niesprawiedliwości! Jakim cudem przyśniła mi się ta straszna powieść, o której nigdy nie słyszałem ani słowa, a którą ty pani rozumiesz i dopełniać umiesz?
Panna Rozalja patrzyła na mnie z niewypowiedzianą trwogą i smutkiem, jej blade ręce drżały.
— Nie napróżno, szepnęła, widziałeś pan przeszłe nieszczęścia naszego rodu, zbrodnie niezapomniane; to nie był sen, to było widzenie, przypomnienie przekleństwa, groźba.
Rzeczywiście, mnie samemu fakt ten niepojęty zamącił głowę, bo żadnego racyonalnego tłumaczenia znaleźć dlań nie mogłem. Zdawało mi się, że sen trwa ciągle, że jestem igraszką złudzeń i milczałem, nie znajdując słowa odpowiedzi.
— Przekleństwo spełnić się musi, mówiła dalej stara kobieta, jakby sama do siebie.
Wstała i zaczęła przechadzać się po sali, zatrzymując się czasem przed którym z portretów, pod wpływem strasznego niepokoju. W końcu zbliżyła się do mnie.
— Ani słowa o tem przed Stasią, wyrzekła stanowczo, jakby już skupiała siły przeciw nowym nieszczęściom. Niech nie wie nigdy o tem co nad nią cięży. Nikt