Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

panna Stanisławą. Tylko że pan śmiać się będziesz i nie uwierzysz.
— I owszem, mój Janie, zachowam ci tajemnicę, tylko mów.
Jan też niczego więcej nie pragnął i począł mi opowiadać dziwaczną powieść, którą tutaj przepisuję ci w krótkości.
Pan starosta, odziedziczywszy Zalipnę, nigdy tu nie przyjeżdżał. Miał inne dobra niedaleko Warszawy, zkąd Jan był rodem i zkąd od dziecka wszedł w jego służbę. Był to wówczas niemłody już człowiek, dziwaczny i ponury; po nocach nie sypiał, we dnie rzadko się pokazywał, jakby dręczony sumieniem. W późnym już wieku, powodowany dumą, był bowiem ostatnim ze swego rodu, ożenił się z jakąś młodą, ubogą dziewczyną; ale ludzie nie wróżyli im szczęścia. Młoda pani była piękna jak anioł, lecz smutna; przepłakała pocichu rok cały, niewiedzieć czemu, i umarła, zostawiając syna. Było to wszystko czego pragnął starosta. Syn rósł pieszczony i psuty, bo ojciec wszystkim jego fantazyom dogadzał. Sprowadził krewną swoję, pannę Rozalią, która, według powieści Jana, już wtenczas była taką jak dzisiaj, i ona to chowała jedynaka z miłością matki. Ale chłopiec źle odpowiadał tym staraniom; widoczne tam było niebłogosławieństwo Boże. Dorósłszy, nie słuchał nikogo, zaczął hulać i tracić majątek. Ożenił się w końcu wbrew woli ojca i wkrótce potem zginął w pojedynku, zostawiając wdowę przy nadziei. Starosta sprowadził ją zaraz do siebie i otoczył staraniem i dostatkiem; ale nie doczekał już urodzenia dziecięcia; sterany wiekiem i zmartwieniami, umarł także. Długi i weksle syna bardzo nadwerężyły majątek; klucz pod Warszawą trzeba było sprzedać, a reszta rodziny przeniosła się do Zalipnej. Ale tutaj działy się straszne rzeczy!...
— Jakie? pytałem ciekawie.
— Pan wierzyć mi nie będziesz, mówił Jan, a jednak gotów jestem przysiądz na to com widział na własne oczy