Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słu; ten kto kocha, przestaje być dzieckiem. Ale to co sprawia nam szczęście, może sprawić i boleść: od dnia gdyś pokochała, panno Stanisławo, szranki życia otworzyły się przed tobą.
Pomyślała chwilkę.
— Ja nie wiem sama, rzekła powolnie, co ja czuję. Zapewne, kocham bardzo Lucyana, on taki dobry! Ale przy nim nie zaznałam nigdy niepokoju ni trwogi, nigdym nie zatroszczyła się o nic.
Te słowa uderzyły mnie dziwnie; porównywałem jej spokojne myśli, do namiętnych zwierzeń Lucyana, lecz odparłem żartobliwie.
— Doprawdy, zaczynam się lękać, że pani nie poznasz nigdy cierpienia, bo wszyscy kochać cię muszą i starać się o twoje szczęści; a nie wiedziałem że i los taki ma swoje gorycze.
Próbowałem śmiać się, Stasia rozśmiała się także i rzekła z minką wpół zadąsaną:
— Niedobry pan jesteś, panie Jerzy, żartujesz sobie ze mnie. Już więcej ani słówka nie powiem.
Przecież po chwili mówiła dalej:
— Jednak coś dziwnego dzieje się we mnie, żal mi czegoś i czegoś pragnę. Jestem zupełnie szczęśliwą, a nie wiem czego mi braknie.
— Więc pomyśl pani nad tem, odparłem poważnie, i wyszukaj przyczyny. Próżne marzenia są niebezpieczne i denerwujące, a bezcelnych pragnień nie pojmuję wcale.
Stasia wlepiła we mnie swe jasne wejrzenie i rzekła trochę smutnie:
— Ja wiem żem nierozsądna, ale tak jak pan nie potrafię odgadnąć przyczyny smutku mego. Pan wiesz wszystko, wszystko pojmujesz, każde uczucie rozwikłać potrafisz i nazwać po imieniu, bo masz rozum i wiedzę, ale ja tego nie potrafię. Bądź pan dobrym dla mnie, pomóż mi przejrzeć w głębi mego ducha, ja sama nie po-