Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stasia miała słuszność. Byłbym dał wiele, by módz jej odpowiedzieć; ale musiałem pokryć wzruszenie swoje i próbowałem znów pokryć je żartem.
— To dopiero pieszczone, zepsute dziecko, wyrzekłem. Znudzona pochwałą, chce koniecznie odebrać połajanie. Trzeba wprzód na nie zasłużyć, panno Stanisławo, nic darmo na świecie.
Ale Stasia nie podzieliła żartu mego, wyraźnie dopominała się odpowiedzi na seryo.. Zrazu nawet gniew ściągnął jej usta, rumieniec wybiegł na twarz; ale to trwało chwilę tylko, mgnienie oka. Potem wzrok jej posmutniał i wyraz zniechęcenia zaległ jej ruchliwe rysy.
— Prawda, rzekła drżącym głosem, jestem bardzo zarozumiałą. Dopominam się przyjaźni pana, a czemże zasłużyć na nią mogłam?
Odeszła powoli zasmucona. Nie miałem siły ani woli zatrzymywać ją, bo cóż jej powiedzieć mogłem? I tak rozmowa ta trwała zadługo dla mnie. Nie trzeba mi było tu przyjeżdżać. Rozstroiłem się i straciłem wewnętrzną harmonią; słowa moje i myśli zadają fałsz przeszłości mojej i mnie samemu; fakta niepojęte zachwiały rozumem, nowe uczucia sercem. A jednak cóż znaczy wiara człowieka i siła umysłu, jeśli lada sen, lada spotkanie, lada uśmiech, może wytrącić go z kolei? Chciałbym żeby te dni kilka które tu mam pozostać — przeminęły, chciałbym czemprądzej powrócić do dawnego życia; może przy tobie odnajdę siłę straconą, bo doprawdy, nie dobrze dzieje się ze mną.