Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Chwila była okropna. Spojrzałem na Lucyana: nie był już blady, ale biały; zęby jego dzwoniły. Na drodze którą leciała Stasia był most rzucony nad stromym wąwozem, most rozwalony w tej chwili, bo właśnie go naprawiano. Obadwaj wiedzieliśmy o tem... nie było chwili do stracenia.
— Trzeba zabiedz jej drogę!.. zawołałem.
I nie czekając odpowiedzi, nie oglądając się za siebie, przesadziłem przez rów i pędziłem polem w bok drogi, kierując się na przełaj przez zboża i zagony ku wąwozowi.
Od tej chwili zapomniałem o Lucyanie, zapomniałem o sobie, o Stasi nawet. Stałem się cały biegiem, zespoliłem się z koniem, pochylony naprzód, bez tchu i głosu; zagrzewałem go ostrogą i ręką. Nie wiem jak długo trwała ta gonitwa szalona; ocknąłem się dopiero na drodze, o kroków kilka od zwalonego mostu: minuta jeszcze, a byłoby zapóźno, bo arabka nadbiegała na mnie prawie. Wtenczas schwyciłem ją za cugle i zatrzymałem. Rzucała się jeszcze chwilę, aż spuściła głowę, jakby pokonana. Stasia chwiała się na siodle. Opasałem ręką jej kibić, i jechaliśmy tak, koń tuż przy koniu. Zmęczona i blada jej główka wsparła się na mojem rumieniu: zwróciła na mnie wzrok zamglony, w którym błyszczała tylko słodycz nieskończona, i przymknęła powieki, a łzy posypały się po jej licach perłowym strumieniem.
Henryku! Henryku! co te łzy znaczyły? Byłże to miniony przestrach tylko? Lękałem się pytać, lękałem się zgadywać; czułem jej oddech gorący na twarzy; włosy jej, rozwiane biegiem, plątały mi się na ustach; czułem jej serce, jak zmęczonego ptaka, bijące pod moją ręką. Przygotowałem się myślą na każde cierpienie, ale nie na taką chwilę. Mógłżem ją przewidzieć? mógłżem przeczuć, że będę miał jej serce na mojem sercu, jej łzy na pier-