Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ocknęła się sama i zbliżyła do Lucyana. Spojrzała na tę twarz tak żywą przed kilku godzinami, tak promienną siłą, młodością, szczęściem, i wstrząsnęła głową z nieopisanym wyrazem smutku i braku nadziei. Ale hart powrócił w jej mężne serce.
— Panie Jerzy, rzekła, podając mi rękę, on był dla ciebie bratem, niewolno ci upadać na duchu. Róbmy co zrobić można, choć nie zwalczymy złego losu. Tu o wszystkiem pamiętać potrzeba. Rządź, rozkazuj na jego miejscu bo ja tracę rozmysł. Czy posłano już po doktora?
Posłałem w tej chwili do Lublina, ale przed kilku godzinami nie można się było pomocy spodziewać. Sam z panną Rozalią położyłem go na łóżku i obmywałem głowę jego. Choć nie lekarz, znam się trochę na ranach; opatrzyłem go i starałem się otrzeźwić, ale napróżno: nie wracał do przytomności. Życie było w nim jak owe światło konającej lampy, które zda się z każdem tchnieniem uleci. Stałem nad jego łóżkiem, w oczekiwaniu prawie ostatniego oddechu, sam jakby zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią. Chwila to jedna z najstraszniejszych, jakie zaznałem. Jednak nie straciłem pamięci ni przytomności. Pytałem o Stasię, gdy ona sama, jakby na odpowiedź, ukazała się w progu. Nie wiem czy szukała nas, czy też wieść o wypadku ją doszła, bo nie zapytała o nic, nie okazała zdziwienia; przyszła, zapomniawszy nawet przemienić stroju, jakby nie zwracała uwagi na świat zewnętrzny. Chwilę stała w progu, puszczając promień słońca przez drzwi otwarte do zaciemnionego pokoju, sama podobna do promienia. Weszła, i jedną ręką podnosząc długie fałdy amazonki, zbliżyła się do narzeczonego. Co czuła? co myślała? nie mogłem wyczytać z jej twarzy nieruchomej. Czy przypomniała sobie że go kochała? czy wyrzucała nieszczęście, którego była poniekąd przyczyną? czy bolała nad nim, nad sobą, czy nademną? Stała nad