Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jego zamknęły się powtórnie, usta ścięły, tylko ręką pochwycił rękę Stasi i przyciskał ją do czoła, jakby mu to było ochłodą. Stasia krzyknęła lekko, ale nie zachwiała się; mnie zabolał ten namiętny ruch umierającego, jakby chciał ją przykuć do siebie nawet w śmierci, bo z dłoni jego zaciśniętej nie można było wydobyć jej ręki. Przysunąłem Stasi krzesło w milczeniu, tak by spocząć mogła tuż przy nim, i znowu trwała miedzy nami straszna cisza oczekiwania. Lucyan wyszedł wprawdzie z tego stanu odrętwienia, ale nie odzyskał przytomności; nastąpiła gorączka, majaczenie, wszystkie objawy zapalenia mózgu.
Ku wieczorowi dopiero doktór nadjechał. Chciałem wyprowadzić kobiety z tego pokoju, ale napróżno; gdy Stasia oddaliła się na chwilę, gorączka chorego wzmagała się, zrywał się i rzucał na łóżku i tylko drobna jej dłoń na jego czole uspakajała szaleństwo jakby cudem. Zamarła w nim pamięć, myśl i wola, miłość tylko pozostała jedną, jako nić wiążąca go do życia. Stasia była przy nim jakby posąg, nieruchoma i blada; nie wiem czy dotąd w tym pokoju wymówiła słowo jedno; ale co myśli! co cierpi! Nie mówię ci już o sobie; są uczucia, na które słów niema.
A jednak mnie tutaj najmniej wolno było cierpieć. Tysiące obowiązków spadło na mnie; sam musiałem myśleć o wszystkiem. Domownicy z każdą rzeczą odnosili się do mnie, widząc że ja tylko zachowałem przytomność, że odemnie jednego odbierali rozporządzenia. Trzeba było przerwać przygotowania weselne, odprosić spodziewanych gości, trzeba było spełniać obowiązki gospodarza w tym domu, nagle spustoszonym nieszczęściem. I teraz po opatrzeniu rany, musiałem wyprowadzić doktora i pomówić o tem, co wiedziałem sam, a czego on przy Stasi, przy Rozalii objawić nie mógł, o małej nadziei życia dla Lucyana.
Szczęściem doktór należał do młodej falangi lekarzy