Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

naszych, ludzi myśli, serca i poświęcenia. Od kilku lat zaledwie wyszedłszy z uniwersytetu, potrafił zjednać sobie ufność i poszanowanie ogólne. Poznałem odrazu wartość jego w jasnem i bystrem spojrzeniu, w kilku słowach, które wymówił ze współczuciem.
Nie tracił on nadziei i energii, jakie daje wiara i nauka, stanął przeciw niebezpieczeństwu jak żołnierz do walki, ufając siłom żywotnym i młodości Lucyana. Stasia całą noc przesiedziała przy chorym, przykuta uspokojeniem jakie mu przynosiła, siłą serca, siłą litości, czy też biernego obezwładnienia. Napróżno panna Rozalia odciągnąć ją chciała od tego łóżka, daremne były przedstawienia doktora: Stasia, głucha na wszystko, trwała przy swojem, zatopiona w jakiemś strasznem milczeniu. Tylko sztywność jej rysów zwiększała się, wzrok był szklany prawie, ręce zimne.
Nad wieczorem lekarz sam wywołał mnie z pokoju Lucyana. Stan ten trwał już więcej jak dwadzieścia cztery godzin i zapewne nie mógł się zmienić tak prędko; ale przeczuciem w skinieniu jego wyczytałem coś złego.
Wyszliśmy obadwaj i zapuścili w głąb’ ogrodu. Tu zatrzymałem się i spojrzałem mu w oczy, jakby oczekując wyroku.
— Widzę, rzekł doktór, że pan jeden tutaj zachowałeś przytomność umysłu i dlatego odzywam się do pana, bo uważam za swój obowiązek ostrzedz, że myśląc o chorym, zapominacie o pannie Stanisławie.
Milczałem, wstrzymując oddech. Słowa te wyrażały tajemne, najsroższe trwogi moje. Doktór nie zrozumiał mnie i nalegał dalej:
— Znam ją od lat kilku: jest wątła, delikatna, z widoczną skłonnością do piersiowych cierpień. Każde wzruszenie oddziaływa silnie na jej zdrowie. Teraz spadł na nią podwójny ciężar niepokoju i zmęczenia ciała. Czy nie zauważyłeś pan dziwnej zmiany jej rysów.