Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bladą, chwiała się i drżącą ręką pocierała czoło, jakby siląc się zrozumieć coś niepojętego. Rzuciłem się ku niej; ale odepchnęła ramię moje, wsparła się o drzewo i stała chwilę, zbierając myśli, tak piękna, tak szlachetna i smutna żem tylko ręce załamał w milczeniu i nie śmiałem zbliżyć się do niej.
— Czy mam sądzić, spytała po chwili rozbitym głosem; że wszystko co zaszło między nami było igraszką tylko?
— Stasiu! zawołałem gwałtownie, ty tego nie myślisz, nie możesz pomyśleć!
— Czyż nie mam prawa? wyrzekła zwolna, spuszczając głowę.
Miała słuszność, a jednak, czy wolno mi się było tłumaczyć?
— Stasiu, odpowiedziałem, wysłuchaj mnie, zrozumiej! Czyż nie jest to dla mnie najstraszniejszym wyrzutem, że słyszeć muszę podobne słowa, czując żem na nie mógł zasłużyć? Czyż widok twego cierpienia...
— Jakiem prawem, zapytała dumnie, zaglądasz pan teraz w serce moje?
Chciała odejść, ale nie miała siły; łzy wstrzymywane gwałtem, drgały na jej rzęsach.
— Czyż nie chcesz zrozumieć, wybuchnąłem w końcu, że niewolno mi ciebie kochać?
— Prawda, wyrzekła głucho, jestem narzeczoną Lucyana, czy nie to chciałeś powiedzieć?
Zdjęła z palca obrączkę, i cisnąc ją w rękach gwałtownie, dodała:
— Za chwilę już nią nie będę!
— Czy zmienisz serce jego? spytałem; czy będziesz miała smutną odwagę zabić go jednem słowem?
— Moje serce zmienione, odparła cicho, nie w mocy mojej wrócić do przeszłości.
Schodziliśmy na niebezpieczną drogę.