Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wpływem tej strasznej miłości. Miłość ta jest niegodną mnie, postanowiłem ją zwalczyć. Serce moje omylonem zostało. Nie wiem czy pojąć zdołasz gorycz tego słowa. Dziś przynajmniej nie rozbijam myśli o żadne wahania: poznałem istotną wartość tej dziewczyny... i potępiłem cierpienie moje. Dziś je wyzywam do walki! Nie chcę półśrodków, nie chcę nosić w sercu uśpionego węża pamiątek, który mógłby się zbudzić w samotnych godzinach i gryźć mi piersi! Chcę zwyciężyć tę miłość, to cierpienie, lub umrzeć pod jego naciskiem! Ale nie omyl się na znaczeniu słów moich. Nie mam najmniejszego pragnienia śmierci; żalby mi było nawet umrzeć lub zmarnieć duchowo dla kobiety, i dla takiej kobiety. Ta myśl dumy może jest dla mnie dźwignią i lekarstwem. Ja chcę módz myśleć o niej bez boleści, módz widzieć ją spokojnie, i dopóki tego nie dokażę, nie powiem że zwyciężyłem. Myślę nad sobą jak lekarz nad chorym, przepisuję sobie moralną hygienę, słowem robię co tylko robić można. Jeśli pokona mnie cierpienie, — wina moją nie będzie. Nateraz rana jest nadto świeża, by jej dotykać. Potrzebuję zmiany miejsca i kraju: wyjeżdżam ztąd za godzin kilka — dokąd? nie wiem jeszcze. Wiem że narażam tym sposobem cały swój byt materyalnie, stanowisko zdobyte kilkoletnią pracą. Nie sądź, bym nie pomyślał o tem wszystkiem; ale czuję nieodzowną potrzebę wyjazdu, a dzięki oszczędności lat przeszłych, mam dostateczny zasób na podróż. Może w tem leży zbawienie moje. Żyjąc w materyalnym świecie, musimy przyjąć materyalne warunki bytu, pod karą utracenia niezależności.
Niech Stasia spokojnie odda rękę ukochanemu. Nie stanę pewno na jej drodze, nie pozwolę szaleństwu wziąść góry nad słuszną dumą; — lecz pragnę ulgi i dlatego wyjeżdżam.
Zobaczymy się, gdy cała ta sprawa wywoływać będzie tylko uśmiech politowania na moje usta, lub nie zo-