Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go z daleka, i mimowolnie, jakiś niepokój mnie ogarnął i nierad byłem że nam przerwał tę chwilę ciszy. Ale Marynia, ujrzała go także, z żywością dziecka poskoczyła ku niemu, pochwyciła paczkę ciekawie, i rozwinęła na stole. Machinalnie patrzyłem na nią, i wśród gazet, żurnali i listów wzrok mój padł na zbrudzoną kopertę, i utkwił w niej, przyciągany niepojętą siłą.
— To list do ciebie, rzekła Marynia, podając mi go niedbale.
List ten, tak był obłożony pieczątkami pocztowemi, że zrazu trudno było dopatrzeć podpisu; od dawna widać był w podróży, i gonił mnie po szerokim świecie, przebiegał różne kraje, zatrzymywał się w różnych miastach, aż wreszcie, dobiegł mnie, i zatrzymał na progu szczęścia.
Obracałem go w ręku, przejęty dziwnym niepokojem, aż spojrzałem na podpis zatarty, niewyraźny, jak gdyby go drżąca nakreśliła ręka. Poznałem pismo i oddech mi zamarł na ustach, serce nierównym biciem rozrywało piersi; pożerałem wzrokiem ten świstek papieru, co przynosił mi upajającą woń wspomnienia, odnowił wszystkie rany przeszłości, i znów cierpieniem, budził mnie do życiu. Czułem żem bladł i mienił się, bo niepodobna, by wewnętrzny ogień nie odbił się na twarzy, i gdyby oczy Maryni nie były tak niezmąconego błękitu, gdyby czoło jej nie było tak przezroczyste, tak gładkie, bałaby pewnie odgadła wzruszenie moje, a idąc od wzruszenia do przyczyny, zrozumiała wiele rzeczy dla niej niepojętych. Trzymałem ten list w drżących rękach, spoglądałem na litery, smukłe, pochylone, których tyle wyryło mi się w pamięci, a nie śmiałem rozłamać pieczątki, i zapytać co mi przynoszą. Czułem, że one zamykały los mój, wyrok przyszłości, a duch rozstrojony gwałtownem wstrząśnieniem, nie był wstanie go wysłuchać. Zbrakło mi na raz męztwa i siły, pokój zdobyty latami cierpień, bojowaniem ciągłem, bierna odwaga zniechęcenia, wszystko rozwiał jeden podmuch prze-