Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 169.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Opuściła smutnie dłonie bezsilnie i patrzyła na mnie mglistem okiem tak boleśnie, jakby przerażona sama złowieszczemi słowy i dumna razem, żem się ich nie uląkł.
A mój duch mężniał przy tem mężnem sercu, chwila ta w puch rozwiewała jej ostatnie marzenia przyszłości, a jednak nie ugięła się pod jej ciężarem.
Długo trwała między nami uroczysta cisza, aż mdłe promienie świtu rozpłomieniły się purpurową łuną wschodzącego słońca, i rumiane blaski padły na twarz matki mojej marmurowo bladą, i na moje lica rozgorzałe: a list otwarty w moim ręku zajaśniał różową barwą.
Rozwinąłem go szybko... był bardzo krótki... I wyczytałem te słowa:

Panie!..

„Zapewne czas zatarł już od dawna pamięć pobytu naszego w Helgoland lat temu parę i okoliczności, które się z nim wiązały. Z owego czasu pozostało mi jednak w ręku kilka listów, może być, że i pan posiadasz podobnie moje. Darujesz mi więc, że się o nie upomnę, świstki papieru bywają niebezpieczne. Ta myśl zatruwa mi nieraz wspomnienie krótkiej znajomości naszej. Chciej mi Pan zwrócić te dziecinne listy, pośredniczyć nam będzie w tym względzie Pani***.“

Tu następowało nazwisko i adres osoby, znanej mi zdaleka.

„Spodziewam się, że mi Pan nie weźmie za złe tego kroku, do którego znagliły mnie ważne względy: jako matkę i kobietę; miło mi przytem załączyć wyrazy prawdziwego szacunku.“