Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 171.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie opierałem się jej, nie miałem siły. Przebiegła go oczyma, znać zrozumiała, bo lekki cień pogardy ściągnął jej usta, nie wyrzekła słowa, tylko wzrok jej płonął, broniąc mnie od zwątpienia, i unosił ducha mego w te wysokie kraje, gdzie nie ma już zdrady ni odstępstwa.
— Spełniło się szybko proroctwo twoje, wyrzekłem zwolna, rozglądając się w około, jak zbudzony ze snu ciężkiego. Pobłogosławiłaś mi na nieszczęście...
I zakryłem twarz rękoma, bom się czuł zwyciężony i wstydziłem się niemęzkiego żalu.
W tej chwili okno Maryni otworzyło się, i jej główka zaświeciła na tle ciemnem firanek — biała, uśmiechniona, rumiana jak zorze. Wyjrzała na ogród błyszczący poranną rosą i jak ptak zbudzony zanuciła wesoło. Noc zwiała jej z czoła ślady wczorajszego smutku, pamięć jego utonęła pewnie w pośród snu bez marzenia, bo wielkie jej niebieskie oczy miały niezmącony wyraz spokoju.
Matka moja wskazała mi ją ręką w milczeniu, zrozumiałem to nieme pytanie i nie odrzekłem nic zrazu, na myśli padła mi uroczysta cisza, zaglądałem w siebie. Czułem, że ta świeża boleść nie była mi bezkorzystną, żem wzrósł na duchu pod jej zimnym uściskiem. Miałem tę siłę i ten hardy, litosny spokój, jaki daje czasem przeświadczenie o niesprawiedliwości zniesionej mężnie, o wyższości nad krzyżującym światłem; spokój jaki daje wielka samotność ducha.
— Pomiędzy mną, a Marynią, wyrzekłem w końcu, wszystko skończyło się niepowrotne, bo wiecznie stanie pomiędzy nami pamięć tej nocy bez snu przemarzonej, pamięć wzruszeń, których samo wspomnienie wywróciło obecność, jak podmuch wiatru kruchą z kart budowę. Zresztą cóż znaczy list ten, omyłka serca, nizkość tej kobiety w obec mojej wiary? Nie daję żadnej istocie na świecie prawa nad sumieniem mojem, indywidua przenie-