Otwierała się więc wówczas świetna przyszłość dla umysłowego ruchu, wszystkie usiłowania rozproszone, zbiegały się około świeżo utworzonego uniwersytetu, a ludzie talentu i dobrej woli, znajdowali szerokie pole działalności, bądź to jako profesorowie, bądź to jako literaci, krzątając się około dźwignienia piśmiennictwa krajowego. Pośród nich, na pierwszem miejscu, stanął młody bardzo na ówczas Kazimierz Brodziński talentem, wiedzą, pracą niezmordowaną jak i nieposzlakowaną nigdy zacnością, przymioty te razem połączone nadały mu szczególne literackie znaczenie.
Brodziński był rodem z Galicyi przyszedł na świat jak sam powiada we wspomnieniach młodości w roku 1791 z ojca Jacka matki Franciszki z Radzikowskich we wsi Królówce w obwodzie Bocheńskim, dlatego też na końcu swego zawodu na niektórych utworach podpisywał się Kazimierz z Królówki.
Dzieciństwo jego do najnieszczęśliwszych i najbardziej opuszczonych zaliczyć można. Pod okiem macochy Anny z Fihauzerów, jednej z tych typowych jędz, z jakiemi spotykamy się tylko w bajkach czarodziejskich, był prawdziwym sierotą w rodzicielskim domu.
Opis pożycia domowego, ojca i macochy, okropnej szkoły w Lipnicy murowanej miejsca ówczesnego ich pobytu, srogiego nauczyciela, jego żony i doli biednych sierót, rzuconych przez słabego ojca, na pastwę niegodziwej kobiety, stanowią wzruszające karty wspomnień młodości, chociaż Brodziński opowiada dzieje własne po prostu, bez goryczy i żalu, a nawet umiał wynajdywać w tem smutnem nienormalnem położeniu, tysiące pociech.
W dziecku słabowitem, marzącem, zostawionem zupełnie własnemu kierunkowi, lata dziecinne wyrobiły cechy charakteru, które wpłynęły nu całą przyszłość człowieka i stały się powodem wielu dodatnich i ujemnych stron jego talentu, sam Brodziński we wspomnieniach, tłumaczy je pierwszemi niestartemi nigdy wrażeniami.
Tu trzeba szukać i źródła chorobliwej niemal tkliwości która nie była u niego bynajmniej jak u wielu współczesnych wynikiem mody ale płynęła prosto z serca i dlatego nie rozpływała się w mdłym sentymentalizmie ale stanowiła rys charakterystyczny. Nie doznawszy nigdy rodzicielskich pieszczot ani rozkoszy rodzinnych tem silniej czuł ich potrzebę a uczucia tłumione, płonęły w piersi jego tem potężniej im mniej znajdywały podniety.
Strona:PL Waleria Marrené-Kazimierz Brodziński-studyum.djvu/09
Ta strona została uwierzytelniona.