Poznawszy bliżej zasady młodego profesora nie dziwimy się, iż oddał sprawiedliwość niejednej wielkiej postaci, niesłusznie skazanej na zapomnienie.
Pod tym względem położył on wielkie zasługi. Wielcy ludzie przeszłości; Skarga, Birkowski, Modrzewski, Orzechowski, a nadewszystko wieszcz z Czarnolasu, jego dopiero słowem jakby z martwych powołani — zajęli w historyi literatury naszej należne sobie miejsce.
Dotąd Kochanowski nie był nigdy oceniony należycie, rzadkie głosy odzywające się o jego pracach i zasługach nieokreśliły wcale znaczenia, jakie mu się istotnie należało.
Dmochowski w sztuce rymotwórczej chwali go wprawdzie, ale bardzo ostrożnie. Kniaźnin tak mało rozumiał ducha czasu i znaczenie ojczystej literatury, iż Treny jego na łaciński język przekłada, Niemcewicz i Osiński podnoszą go już o wiele wyżej, całkowitą jednak sprawiedliwość oddał mu dopiero Brodziński, wyszukując w jego poezyach stron najbardziej oryginalnych, tłumacząc elegie łacińskie, wskazując całą wartość Trenów i nadając mu głośno nazwę książęcia poetów Polskich.
W Modrzewskim znowu ocenia Brodziński obraz prawego obywatela i wielkiego mówcy, broniącego sprawy uciśnionego ludu przeciw nieludzkim prawom, które stanowiły tylko karę pieniężną za zabicie człowieka należącego do nieszlacheckiego stanu, i nieszlachcie broniły posiadania ziemi. Historya sporów Orzechowskiego z Modrzewskim, sejmu na którym roztrząsano ważność małżeństwa Zygmunta Augusta z Barbarą, zjazdu we Lwowie, zwanego Kokoszą wojną, wszystkie te epizody dają mu sposobność świetnego zastosowania zasady, jaką postawił na wstępie swoich kursów, że dawna literatura polska jest tak ściśle zjednoczoną z historyą, iż jednej od drugiej odłączać nie podobna.
Wywody jego nie mają nic suchego, nie jest to proste krytyczne sprawozdanie, ale żywe słowo tryskające w każdej chwili syntetyczną myślą. Tam gdzie nie jeden znalazłby tylko zimną nomenklaturę następujących po sobie pisarzy, on dostrzega barwy światła i cienia, wysnuwa z nich wnioski, wiąże je nicią logicznych przypuszczeń, jak gdyby spoglądał na postacie przeszłości nie przez mrok upłynionych wieków, ale przeciwnie widział je odbite jasno i wyraźnie w zwierciadle własnego serca.
Ukochanie przeszłości dawało mu klucz do niej, miłość służyła za przewodniczkę, ale nie czyniła ślepym na wady, jakkolwiek pisze sam (tom III str. 283) „Wielu błędami skażona
Strona:PL Waleria Marrené-Kazimierz Brodziński-studyum.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.