Jaki był sąd Brodzińskiego o sonetach nie wiemy, z ustnych podań tylko przyjaciół znakomitego krytyka, dowiadujemy się że Walenrod nie budził w nim wcale zachwytu.
Jego wysoki zmysł moralny oburzał się przeciw apoteozowaniu zdrady, w jakim bądź celu byłaby ona podjęta. Nie przyzwalał na tę obłudną zasadę, by cel uświęcał środki i czuł dobrze ile szkody podobna doktryna, podjęta przez potężny geniusz Litewskiego wieszcza mogła uczynić tak w abstrakcyjnym świecie pojęć, jak i na realnym gruncie faktów.
Cała działalność Brodzińskiego odznacza się zbyt jednolitym kierunkiem, zbyt nieubłaganą wiernością szlachetnym zasadom, by fakt ten mógł zadziwić. Jest on przeciwnie w ścisłym związku z wszystkiemi jego krytycznemi sądami, których ani cześć dla talentu, ani przyjaźń, ani zaślepienie stronnicze, ani żadne względy poboczne, z drogi prawdy nigdy unieść nie zdołały.
Te cnoty krytyka zasługują na tem większą uwagę iż sprzeczały się z łagodnem i miękkiem sercem poety, pochodziły wprost z jego sumienia, świadczyły o nieugiętości zasad człowieka i obywatela, skoro te górowały nawet nad usposobieniem.
Były względy droższe mu nad wszystko, dla których umiał nawet przełamać swoją naturę, były rzeczy które czuł się w obowiązku wypowiedziedzieć, a przed obowiązkiem nie cofnął się nigdy.
Wpośród mnogich zasług jego kto wie czy ta właśnie nie jest najwyższą chociaż była najmniej ocenioną i niestety najmniej naśladowaną.