szącego do godności męczennika — człowieka, na którego spadają. Zamiast kamieni rzucano nań piasek zapomnienia i zasypano go nim, jak mogiłą.
Krytyka nie dozwoliła wydać przygotowane już do druku prace, a później przeszkodziły temu wypadki...
Kursa uniwersyteckie, najważniejsza z prac jego, zaginęły i wyszły dopiero na widok publiczny niekompletne i pokaleczone w pół wieku po ich wypowiedzeniu, kiedy straciły znaczenie i doniosłość, kiedy zostały ubieżone przez czas, wyścignięte przez innych badaczów, którym, jako profesor, Brodziński wskazał właściwy kierunek, otworzył na oścież podwoje wiedzy i dał możność dalszego prowadzenia studyów przez siebie rozpoczętych.
Tym sposobem wiele rzeczy, które wówczas uchodzić mogły za śmiałe paradoksa, dzisiaj już zeszły w obieg powszedni.
Krytyka oddać może spóźnioną sprawiedliwość Brodzińskiemu, podnieść i ocenić znaczenie jego badań, ogół jednak nie zespoli już jego imienia z postępem w historyi i estetyce, jak powinien to uczynić, i skłonny będzie zawsze do zapomnienia zasług, tak późno przyznanych.
Na domiar zaś fatalizmu wypadki dziejowe odcięły niejako działalność Brodzińskiego od obecnej epoki, postawiły go na skraju historycznego minionego momentu i zasnuły przędzą wypadków i myśli, pochodzących z innego wątku.
A jednak rozpatrując się w jego dziełach przyznać musimy, iż była to postać wielka, jeźli nie geniuszem, to nieskazitelnością swoją — harmonią różnorodnych władz — nieuśpioną nigdy czujnością rozsądku, cichem wytrwaniem, z jakiem stał przy idei obowiązku, a nadewszystko nieporównaną miłością, jaką miał do wszystkiego co swojskie i zacne. Zasady jego wszystkie mogły nie stanowić konsekwentnie zbudowanego gmachu, a przynajmniej gmach ten szwankował pod niektóremi względami, ale nigdy pióro jego nie było w rozterce z myślą, nigdy osobista uraza albo przyjaźń nie zasłaniały mu oczów na zasługę lub winę, nigdy człowiek prywatny nie zagłuszył w nim obywatela, nie znał kompromisów z sumieniem, układów z własną uczciwością. Trzeźwy umysł jego odrzucał bez wahania wszelkie sofizmata, któremi ludzie tak często obałamucają samych siebie, barwiąc wątpliwe uczynki szlachetnemi zamiarami.
O ile był miękki i łagodny w formie, o tyle nieugięty w zasadach. Stwierdzając czynem piękny wiersz:
Czyń każdy w swojem kółku, co każe duch Boży,
A całość sama się złoży.