Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Te słowa przejęły mnie zimnym dreszczem. Więc był na świecie człowiek, co posiadał jej serce, jej słowo, i człowiek ten był nikczemnym. Nie umiałem zdać sobie dokładnej sprawy z wrażeń moich, ale wrażenia te miotały mojem niedoświadczonem sercem i rozmarzoną głową jak rozbitym okrętem. Po raz pierwszy widziałem z blizka podłość ludzką i dotknięty nią byłem w istocie, którą postawiłem na ołtarzu uczuć moich dotąd nieskalanych. Trzeba mieć lat dwadzieścia, trzeba być wychowanym z dala od ludzi i świata pod wpływem nerwów czułej kobiety, trzeba nie mieć najlżejszego pojęcia praktycznych warunków życia, patrzeć na wszystko przez pryzmat własnych marzeń, i do tego jeszcze być obdarzonym pewnym donkiszotyzmem uczuć, by pojąć myśl, jak w tej chwili wylęgła się nagle w głowie mojej. Bez rozwagi i namysłu, nie bacząc na nic, o nic nie pytając postanowiłem ofiarować córce bankiera rękę moją, majątek, życie całe, i drżałem jeszcze, by nie odrzuciła tej ofiary. Moralna zarozumiałość moja była bez granic; nie spotkawszy się dotąd nigdy z rzeczywistością, urabiałem ją fantastycznie wedle pojęć moich, odrzucając z góry logikę faktów, o której nie miałem zdrowego wyobrażenia. Wierzyłem tylko w bezmyślne porywy serca, które u mnie dotąd były czyste i szlachetne; nie wiedziałem, że czyn szlachetny nawet potrzebuje poparcia rozumu, by wyjść komubądź na dobre. Miałem niekonsekwentność umysłu dziecka, a wiek i wolę człowieka. Jednak gdy postanowienie to miałem objawić słowem, zawahałem się chwilę, dobierając wyra-