Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A to na co? zapytał starzec, surowo prawie spoglądając na mnie.
— Sam widok jej wzruszył mnie do głębi ducha; to, coś mi pan powiedział, dokonało reszty.
— Nie żebrałem dla niej litości, wyrzekł z rumieńcem oburzenia; bo ten człowiek tak pokorny co do samego siebie, dumniał skoro szło o nią.
Byłbym chciał uściskać go za te słowa, ale on hardy i gniewny mierzył mnie przygasłemi oczami, z których się jeszcze iskry dobywały.
— Matka moja, wyrzekłem, byłaby matką dla niej.
— Czy chcesz pan ofiarować jej jałmużnę? Dopóki ja żyję, potrzebować jej nie będzie.
— Nie, panie, zawołałem, zdobywając się na zupełną szczerość; słowa moje mogą wydać ci się dziwne i niespodziane, a jednak przysięgam ci, mówię prawdę. Jestem wolny i bogaty; chciałbym zaślubić pannę X. Naprzód wiem, że to jedyny sposób przywrócenia jej znaczenia i dostatku, do jakiego przywykła; to jedno dać mi może prawo opiekowania się jej losem, bo wreszcie od chwili gdym ją ujrzał, kocham ją, a to pierwsza miłość moja. Pan nie wiesz, kto jestem, oto moje nazwisko (i oddałem mu bilet wizytowy). Nie żądam, byś mi pan wierzył na słowo; zbierz potrzebne ci informacye. Przybyłem tutaj jako wierzyciel bankiera. Nie trudno ci będzie przekonać się o prawdzie wszystkiego co mówię, Jutro o tej samej godzinie będę tu czekał na pana; chcę, byś mnie przedstawił pannie X.; chcę ujrzeć ją i z ust jej własnych usłyszeć mój wyrok, a jakibądź on będzie, nie zmieni uczuć moich dla niej.