Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i odurzony tą całą sceną, upojony własnemi słowy, wyszedłem z tego domu, w którym tak nagle rozegrały się przyszłe losy moje, — w stanie trudnym do opisania.
Postawiłem więc krok pierwszy w realnem życiu, pierwszy raz postanowiłem coś i zdziałałem sam przez się. A to com uczynił, zdawało mi się wyjątkiem z jakiejś czarodziejskiej powieści; rzeczywistość była podobna do snów i marzeń, a ja niebaczny sądziłem, żem świat podbił sobie, żem przeinaczył pierwotne warunki bytu. I nie zastanowiłem się ani chwilę nad zobowiązaniami przyszłości, nad odpowiedzialnością, jaką brałem na siebie za swoje i cudze życie; kochać, zdawało mi się rzeczą tak łatwą jak oddychać.
Pomyślałem wprawdzie o matce, ale z góry pewny byłem jej przyzwolenia: wierzyłem, że ona kochać musi co ja kocham; że otworzy szeroko ramiona, by przygarnąć sierotę, i da jej całą miłość matki. Mój sposób myślenia był jej dziełem; ona to nauczyła mnie pogardzać tem, co świat zwykle ceni, prawa uczucia stawiać po nad wszystko, nie spierać się z żadnym szlachetnym popędem serca, ale słuchać uderzeń jego bez wahania, i zamiast ubitych gościńców ludzkich, szukać dróg własnych, samotnych. Biedna matka, miała słuszność w wielu rzeczach; zapomniała tylko w drogę życia uzbroić mnie puklerzem rozumu i zdrowej wiedzy; zapomniała wpoić we mnie te gruntowne przekonania i hart woli opartej na wyrobionej myśli, które rządzić powinny całym ustrojem naszym, i puściła na manowce świata ślepe dziecko nie zaś człowieka.