Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pytając się czy to jest lub nie jest sprawiedliwe; człowiek co cierpi szalenie, wobec istoty kochanej musi wybuchnąć w końcu. A jam był w wieku jeszcze, w którym wszystko we mnie rozwijało się i wzrastało; dotąd byłem zepsutem dzieckiem świata, nie łamałem się z żadną trudnością, nie umiałem znosić, milczeć i wybaczać. Namiętności uśpione spokojnem życiem, budziły się we mnie ze straszną siłą; stworzony do cichego domowego szczęścia, do miłości podzielonej i uświęconej, byłem jak człowiek gwałtownie wytrącony z kolei, szukający daremnie równowagi. To co mnie spotykało, było właśnie tem, czego nie przewidziałem nigdy; nie pojmowałem, by kobieta mogła otworzyć mi ramiona a zamknąć serce i ducha. Winiłem Leonorę, gdym powinien był winić niedoświadczenie i omyłkę własną.
Zresztą ona nie była szczęśliwszą odemnie. Pomiędzy małżonkami jedno nie może być szczęśliwe kosztem drugiego; żona kochana przez męża; jak była kochana Leonora, musi pokochać go wzajem, lub znienawidzić koniecznie; obojętną pozostać nie może. Uczucia jej zagadką były dla mnie, a w chwilach spokojniejszych, gdym był w stanie rozważniej patrzeć na nią, widziałem odcienie tych dwojga uczuć, ale odcienie tylko. Zdawało mi się, że wola jej skłaniała się ku mnie; a jakaś ukryta, nieznana przyczyna odpychała ją mimowolnie. Czasami zastawałem ją w pokoju samą jedną z oczyma utkwionemi martwo przed siebie w przestrzeń, jak gdyby wśród ciszy jawiły się przed jej wyobraźnią jakieś widma, wywołane z mgły pamiątek; i wówczas źrenice jej