Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko wtenczas, gdy drzwi nasze stały dla wszystkich otworem. Ze mną starał się zabrać ściślejszą znajomość, ale ja nie miałem wcale wśród świata przyjaciół, nad etykietalne konieczne stosunki nie miałem i mieć nie chciałem innych. Powoli świat zanegował mnie zupełnie, ginąłem w blasku żony mojej, uważano mnie jako cień pięknej Leonory, jako męża królowej, nic więcej. Stanowisko to było mi obojętne; obok serdecznej rany nie pozostało miejsca na drobne drażliwości miłości własnej; zresztą świat miał słuszność: należałem do niego jedynie przez żonę; nie dbał o mnie jak i ja o niego, to zdawało mi się sprawiedliwem.
Usiłowania więc pana Karola (tak się nazywał uparty wielbiciel Leonory) żadnego nie odniosły skutku; zwróciły tylko na niego baczniejszą uwagę moją. Był to typ jaki spotyka się codzień człowieka przeżytego prawdziwie lub pozornie, zanim rzeczywiście żyć zaczął; wychowany w sztucznej atmosferze zbytku i wykwintu, wierzył tylko w użycie i w sposób użycia — w pieniądz. Ci, którzy go nie posiadali, przestawali istnieć dla niego, lub wydawali mu się tylko stworzeni jako narzędzia zachceń i kaprysów dla szczęśliwców świata tego. Miłość, wiara, serce, szlachetne porywy, czyny nie przynoszące doraźnych korzyści, nie wchodziły w jego rachunek. Wiedział wprawdzie, że są ludzie dość szaleni, by dla podobnych mrzonek poświęcać realniejsze korzyści; ale sądząc innych według siebie, podejrzewał zawsze, iż jakieś głębokie plany ukrywają się po za mniemaną szlachetnością ludzką, a tych coby ją brali na