Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

seryo, miał za rodzaj waryatów, stworzonych na to tylko, by wyzyskiwani byli przez bieglejszych od siebie w sztuce życia. Takie przynajmniej było głośne wyznanie wiary Karola; czy zupełnie stosował je w praktyce? nie wiem. Przeszłość jego obchodziła mnie zbyt mało; czy w głębi ducha nie pozostała jakaś iskra źle stłumiona, która w danej chwili roztlić się mogła? — nie wiedziałem także. Ludzie tak często stwarzają sobie w myśli typ idealny, do którego zastosować się pragną; natura tak często mści się za gwałt zadany niespodzianym wybuchem, że im bardziej patrzałem na świat, tem mniej sądzić śmiałem stanowczo.
Patrzałem więc na tego człowieka bez niechęci, zazdrości lub pogardy, jak na specimen jednego z licznych gatunków ludzi, przesuwających się przed memi oczyma. A jednak Leonora inną była dla Karola niż dla wszystkich: nigdy nie przemówiła do niego inaczej jak gorżkim sarkazmem; nigdy nie spojrzała bez tej złowrogiej zaciętości w twarzy, która od czasu do czasu przemieniała w maskę tragiczną jej twarz piękną. Czy jak niektóre pierwotne kobiece natury, nienawidziła go właśnie dla tego, że ją kochał, czy też ukarać w nim chciała bezwzględnego czciciela złotego cielca, któremu sama hołdowała w głębi ducha, nie mogłem odkryć. Doszedłem był do tego stopnia cierpienia, że to było mi obojętnem prawie; do zbytku zadrażnione wszystkie struny miłości, zamierały jedna po drugiej; żonę moją kochałem jeszcze, ale już bez świadomości, bo myśli i uczucia moje spłynęły się w ponury beznadziejny smu-