Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 063.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nych, w ustach, które drżały bez słów, w zapomnieniu nawet i zaniedbaniu postawy, gdy słuchał słów płynących z jej ust gorączkowo; a jednak snadź to prawdziwe uczucie nie czyniło na niej najmniejszego wrażenia, bo postać jej, którą widziałem wyraźnie odbitą w przeciwległem zwierciadle, nigdy może nie była tak lodowato dumną, tak niemiłosiernie szyderczą; na słowa jego urywane, serdeczne, odpowiadała przeszywającym sarkazmem tylko, gradem pocisków gorzkich i zjadliwych. Ale on znosił wszystko, pokorny jak dziecko lub człowiek pokonany namiętnością.
— Leonoro, mówił z cicha: wspomnij na dni dawne, tyś mnie tak kochała!
Oto pierwsze słowa jakie dosłyszałem. Wybuch śmiechu był całą odpowiedzią.
— Patrzę na ciebie, mówił dalej Karol niezrażony, i odnaleźć cię nie mogę. Jak inne było spojrzenie twoje!
— I nie odnajdziesz mnie już nigdy, wyrzekła; istota, którą byłam dawniej, umarła dawno.
On zbliżył się do niej z wolna, nieśmiało, i ukląkł przy jej stopach.
— Jeśli jam ją zabił, wyszeptał, czyż wskrzesić ją nie jest w mojej mocy? Leonoro, ja cię tak kocham! Odbiegłem cię szalony, nie znając siły własnego uczucia; ale odtąd nie było dla mnie chwili szczęścia ani spokoju nawet; poznałem za późno, żem cię kochał niepowrotnie; powróciłem, szukałem cię i znalazłem żoną innego, świetną, piękną, dum-