Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 064.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— ale czy szczęśliwą, o! odpowiedz, czy szczęśliwą?
Była chwila ciszy, ale nie wahania, Leonora z jakąś dziką radością patrzała na tego człowieka pokonanego, klęczącego przed nią; który kiedyś zadał tak ciężką ranę jej sercu.
— Jestem szczęśliwa teraz, wyrzekła z przyciskiem.
On nie zrozumiał znaczenia tego słowa, które mnie przejęło zimnym dreszczem, i podniósł wzrok, w którym nadzieja walczyła z boleścią, ale wyraz jej twarzy zmroził nadzieję.
— Tak, mówiła kobieta odychając pełną piersią: teraz jestem szczęśliwa; sprawiedliwość spełniona: ten przez którego cierpiałam, cierpi; przyszła chwila, w której ja wzgardzić mogę tym, co mną pogardził.
Spodziewałem się słów tych, a jednak kto wie czy w tej chwili nie byłbym wolał zobaczyć w jej oku łzę żalu za przeszłością, na jej ustach słowo współczucia dla tego, który choć niegodny, był kiedyś jej pierwszą miłością. Zdaje mi się, żebym ją uszanował, gdyby serce jej zdolne było odczuć jakie bądź ludzkie uczucie, że miałbym był odwagę walczyć z człowiekiem, ale nie z tą martwą obojętnością dumy, o którą rozbijały się napróżno siły uczuć moich. Przyszedłem już był do stopnia rozpaczy, w którym jaka bądź zmiana staje się pożądaną. Ale Leonora pozostała niewzruszona; podobne istoty nie wzruszają się niczem. Mogłem być spokojny o imię i cześć moją: ta kobieta zbłądzić nie megła.