Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dowało obojętnym, raniło matkę moją; cierpiałem w niej i przez nią tak, że wkrótce położenie moje stało się nie do zniesienia; codzień nowe potwarze wyciskały nowe łzy z jej oczu, spoglądała na moją twarz zestarzałą przedwcześnie i dręczyła się bardziej jeszcze nieszczęściem mojem.
Wreszcie postanowiłem wyjechać na czas jakiś, rzucić kraj i miejsce, gdzie obecność moja była tylko powodem bólu, i szukać wśród nowych ludzi i nowych widoków zapomnienia i rozerwania myśli. Matka moja nie sprzeciwiała mi się wcale, może miała nadzieję w oddaleniu, w rozrywce, wreszcie w młodości mojej; tak więc dnia jednego uściskawszy dwie istoty, które stanowiły cały mój świat serdeczny, puściłem się w podróż. Z razu z obojętnością zwiedzałem obce kraje; ale powoli żywotne siły niezmarnowane ocknęły się we mnie: byłem za młody jeszcze, by jakie bądź cierpienie mogło znihilować zupełnie ducha i serce moje; wyrwany z koła zabójczych wspomnień, począłem rozglądać się w około w pięknej naturze i w dziełach ludzkich, i wkrótce nowy świat roztoczył się przed okiem mojem zdumionem, świat sztuki i wiedzy otworzył mi skarby swoje. Poznałem po kolei ogniska dawnej i nowożytnej cywilizacyi; myśl moja budziła się, pracowała i odrywała się od przeszłości... a jednak nie znalazłem szczęścia.
Rozwój mój moralny był przeinaczony: doświadczenie poprzedziło wiedzę i jak ołowiana chmura zaciemniało mój horyzont wewnętrzny, ćmiło, gasiło wszystkie porywy ducha i krępowało mnie jakiemiś