Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna wstrząsnęła głową.
— Ja tego nie rozumiem, odparła nieśmiało; jeśli kochamy drugich, to myślimy o tem tylko, by nie sprawić im bólu.
I znów miała słuszność. Ja nie byłem nawet w stanie wytrącić jej myśli ze zwykłej kolei; jej czysta dusza zbrojna była puklerzem niesfałszowanych uczuć; słowo „kochać” miało dla nas odrębne znaczenie: dla niej było to zapomnieć o sobie; ja kochałem zawsze egoistycznie i dla siebie.
— Więc, wyrzekłem, ty potępiasz mnie bezpowrotnie?
— Ja pana! zawołała zdumiona następstwem własnych wyrazów; jakże ja pana mogłabym potępiać? ja nie znam ludzi, życia i świata; mówiłam to co myślę, i pewno mylić się muszę, skoro pan tak dobry, tak szlachetny, sprawiłeś tyle cierpień ukochanej matce.
— Nie, nie, Anielko! ty się nie mylisz, ktokolwiek sprawia boleść ukochanym, jest złym, albo też źle kocha; masz słuszność, czuję to dzisiaj.
Ale Anielka nie przyznawała sobie prawa sądu nademną; mówiła wprost szczerze co myślała, nie stosując tego do czyich bądź czynów. Wyczytałem w jej wyrazistych oczach, w jej twarzy, iż lękała się, czy nie obraziła mnie lub nie zasmuciła bezwiadnie; więc rzekłem z uśmiechem:
— Jesteś wielkim mędrcem Anielko, to coś wyrzekła, zostanie mi w pamięci na zawsze.
— Pan żartujesz zemnie, zawołała ze łzami prawie; jestem biedna, niedoświadczona dziewczyna; mo-