Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 091.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

od świata. Syn stał mi się myślą ciągłą; rozwijałem umysł jego, kształciłem serce, i gdyby zdrowie matki mojej nie budziło ciągłych obaw, gdyby nie widok jej kalectwa, byłbym mógł nazwać się wówczas szczęśliwym.
Zresztą świat mało mieszał się do nas; dom nawiedzony chorobą, kalectwem lub smutkiem, zwykle starannie bywa omijany przez ludzi. Oprócz młodego doktora, człowieka pełnego serca i wiedzy, którego los szczęśliwy rzucił w nasze sąsiedztwo, rzadko gość jaki przerywał czynne, lecz jednostajne życie, jakieśmy wiedli.
Zwolna, atmosfera spokoju i miłości, jaka owiewała mnie w koło, życie zgodne z usposobieniem i pragnieniami, wywierało na mnie wpływ dobroczynny; czułem, żem stawał się innym człowiekiem, a raczej żem wracał do normalnego stanu moralnie i fizycznie. Anielka nawet zauważyła na mnie tę zmianę.
— Doprawdy, mówiła po kilkomiesięcznym pobycie w domu: pan zmieniasz się do niepoznania.
— Jakto? zapytałem z uśmiechem, czy zestarzałem się bardziej jeszcze? Powiedz prawdę Anielko, a tak jak matka moja, ja wierzyć ci będę.
— Ale gdzież tam! zawołała dziewczyna wpatrując się we mnie zarumieniona tem przypomnieniem; ja nie wiem sama jak mogłam widzieć pana tak starym.
— Przyzwyczaiłaś się jak widzę do zmarszczek i łysiny.