Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 093.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kąś wyższą duchową pięknością, i dziwiłem się, czemu świat cały nie jest podbity tym spokojnym wdziękiem.
Stałem naprzeciw niej zapatrzony, ale dziewczyna nie domyśliła się z pewnością wrażeń moich; bo nie odbierając odpowiedzi na ostatnie słowa, spytała niespokojnie:
— Czy pan gniewasz się na mnie, za to co powiedziałam?
Zrazu nie znalazłam odpowiedzi, spojrzałem znów na nią i czułem jak rumieniec występował mi na twarz.
— Czyż można gniewać się na ciebie? wyrzekłem w końcu.
I nie wiem co było w głosie, oczach czy rumieńcu moim, bo Anielka spuściła wzrok i zapłoniła się z kolei, i było jej z tem prześlicznie; jej śniada twarz nabierała życia. Stała w miejscu zakłopotana, po raz piarwszy w życiu może nie wiedząc czy ma odejść, czy zostać, bo po raz pierwszy może pomyślała o sobie.
Szczęściem nadbiegł Staś i rzucając się jej na szyję, szczebiotaniem swojem przerwał ciszę panująca między nami.
Młodość i życie nie obudziły się we mnie bezkarnie; uczułem to i starałem się w niej i w sobie samym zatrzeć wrażenie tej chwili przelotnej. Z razu sądziłem, żem dokazał tego przynajmniej co do Anielki, bo wkrótce odzyskała swobodę dawną i nie zmieniła nic w obejściu swojem zemną. Dla mnie nowy żywioł wmieszał się do życia; patrzałem na dziew-