Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy matka pana mówiła z panną Anielą?
I wzrok jego jasny, pytający, zawisł na mnie, jakby chciał odpowiedź wyczytać na ustach moich nim ją wymówiłem.
W tej chwili nienawidziłem go prawie; po co ten człowiek wmieszał się w życie nasze tak ciche, szczęśliwe, i zamącił spokój nas wszystkich? Po co wyznaniem swojem przywołał do samopoznania uczucie moje, które długo jeszcze mogło utajone pozostać? Dla czego był przyczyną łez Anielki? I nawzajem patrzyłem na niego szczęśliwy, że i on także przynajmniej zazna męki niepewności.
— Tak jest, wyrzekłem wreszcie, matka moja mówiła z Anielką.
Dostrzegłem lekkie drżenie w jego rękach.
— I cóż? zapytał ledwie słyszalnym głosem.
Nie sądziłem nigdy, by on oddany cały pracy i nauce, był w stanie doświadczać tak gwałtownych wzruszeń, ale spoglądałem na to wzruszenie bez najmniejszego współczucia. Jakiem prawem on brał mnie za powiernika i zadawał mi tak srogie bóle każdem słowem wyrzeczonem lub wydobytem ze mnie?
Władysław bladł czekając odpowiedzi.
— Widzę to, szepnął w końcu: nie masz pan dla mnie pocieszającej wieści.
Przesunął ręką po czole i stał chwilę w miejscu zatrzymując konia, pasując się sam z sobą, piękny i szlachetny w boleści swojej, której nie dał wybić się na zewnątrz.
Nie pytał więcej o nic; snadź we własnem przekonaniu szanował cudzą wolność serca: nie dojrza-