Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Anielka płacze! zawołałem; zkąd to wiesz?
— Stukałem do jej okna, nie chciała mi odpowiedzieć, więc wlazłem na ławeczkę, co pod niem stoi, i zajrzałem przez szparę od firanek; Anielka siedziała na kanapie naprzeciw okna i płakała bardzo. Tato, czy ona była niegrzeczną?
To co Staś mówił, przedstawiło się oczom moim jak obraz; widziałem jej twarz zalaną łzami, i znowu to pytanie „dla czego?” nasunęło mi się palące. Dziecko powtórzyło jak echo myśl moją.
— Tato, dla czego płacze Anielka?
Spojrzałem na syna i wziąłem go na ręce.
— Chodźmy jej się zapytać, odparłem.
— O nie! zawołał Staś, Anielka gniewa się kiedy ją o to pytać; ja nie chcę, by ona gniewała się na mnie.
Ale zaledwie domawiał tych słów, jej łagodna postać ukazała się w progu. Obmyła snadź twarz i oczy, bo ślady łez dojrzeć można było tylko po bladości lica, po lekko nabrzmiałych powiekach, zresztą odzyskała już zupełnie panowanie nad sobą, i szukała Stasia, jakby wymawiając sobie, że tak długo zapominała o nim. Dziecko pobiegło do niej, a ja patrzałem z zachwytem na to słodkie oblicze, tak pełne cichego wdzięku w smutku równie jak i w uśmiechu. Jaka była tajemnica tego dziewiczego serca? jakie uczucie cisnęło jej łzy do oczu? tego nie mogłem wyczytać na jej jasnem czole.
— Stasiu, wyrzekła nieco stłumionym głosem: chciałeś się przejść, nieprawdaż? Chodź zemną, nazbieramy kwiatów dla babci.