Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Anielki stanęła mi w pamięci, cicha, łagodna, ufna i przezwyciężyła wahania moje.
Szczęściem żony nie potrzebowałem szukać daleko, była w Warszawie. Zaledwie zasięgnąwszy tej wiadomości, udałem się do niej.
Leonora snadź nie zmieniła dawnego trybu życia; w jednym z najbardziej eleganckich domów miasta, zajmowała wykwintne mieszkanie. Kazałem się zameldować; przyjęła mnie natychmiast.
Przepych i zbytek otaczał ją jak dawniej. Czekając na nią, rozglądałem się po wytwornym salonie; aż zaszeleściały jedwabie, uchyliła się portyera, i po tylu latach ujrzałem znów tę kobietę, która kiedyś budziła we mnie tak namiętną, niepohamowaną miłość. Leonora nie zmieniła się wcale na pozór: poznałem tę samą kibić posągową, tę twarz wykutą w marmurze paryskim. Czas nie dotknął jeszcze w niczem jej piękności; tylko zdało mi się, że jej jasne oczy patrzały przed siebie z pewnem znużeniem, że usta były bardziej szydercze, a duma postaci i wyrazu spotęgowała się jeszcze.
I wobec niej zapytałem serca mego, czy nie przyspieszy swego tętna choć o jedno uderzenie? czy nic wcale nie pozostało z dawnych szalonych uczuć? Serce moje i myśli pozostały spokojne; ona nie sprawiła mi nawet tego przelotnego wzruszenia, jakie była w prawie obudzić wspomnieniem. Miłość do Anielki odurzyła mi serce i pamięć, ona jedna panowała we mnie.
Musiałem jednak być mało podobnym do człowieka, który był jej mężem, bo ujrzawszy mnie, cofnęła się o krok jeden.