Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! zapomniałam wziąść dzisiaj tego szkaradnego lekarstwa, wyrzekła; ale od jutra obiecuję poprawę.
— Ja nie chcę, mówiłem dalej, byś mizerniała, chudła, kaszlała, i powinienbym gniewać się na ciebie.
— W takim razie gniewaj się na samego siebie: cóżem winna, że mi było tak smutno i tęskno?
— Wszak nie mogłaś wątpić o mnie Anielko; wiedziałaś, że cię kocham i że tęsknię także.
— I cóż ztąd? to byłaby przyczyna, by cierpieć podwójnie za siebie i za ciebie? Żal mi każdej chwili, w której nie jesteśmy razem, bo każda zdaje mi się straconą. Bez ciebie słońce nie ma dla mnie blasku, kwiat woni i życie uroku.
Serce jej nieskalane, kochające, wylewało się w tych słowach. Niedoświadczona, nie wiedziała jak niebaczne były podobne wyznania. Mężczyźni zazwyczaj kochają tem mniej, im sami więcej są kochani; ileż kobiet traci szczęście w ten sposób! Ale zemną to niebezpieczeństwo nie istniało; nie byłem zepsuty powodzeniem, nie bawiłem się w miłostki, nie podbijałem serc na zimno. Dla mnie słowa jej były całem szczęściem, piłem ich słodycz spragnionym duchem, i kochałem coraz więcej za te czyste niewymowne rozkosze, jakiemi mnie darzyła.
Rzeczywiście oboje byliśmy wzajem dla siebie stworzeni; miłość nie potrzebowała nas zaślepiać, jak to częstokroć bywa, i równać przepaści pomiędzy sprzecznemi sobie istotami: zalety nasze, wady, usposobienia i pojęcia wszystko było w doskonałej harmonii. Rozumieliśmy bez pracy myśli, bez wysileń woli naj-