Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z taką siłą miłości, jakby przebłagać mnie chciała, za to, że mi sprawiła ból swojem cierpieniem, że ogarniony niepojętem uczuciem rozkoszy i rozpaczy, nie znajdowałem słów, nie znajdowałem głosu, i klękając przy niej, schyliłem głowę jak przed męczennicą, jak przed świętą.
Anielka zrozumiała co działo się we mnie.
— Nie troszcz się o mnie Kazimierzu, wyrzekła; byłam dziecinną wczoraj, ale to już przeszło; teraz już mi zupełnie dobrze; nie martw się, bo ja twego smutku znieść nie mogę.
W tej chwili przypomniałem sobie słowa Władysława, i z nadludzkiem prawie wysileniem powstając, okazałem jej twarz spokojną. Nie powinienem był budzić jej trwogi, jej niepokoju. Trwogę, rozpacz, szaleństwo, wszystko trzeba mi było zamknąć w sobie, i przy łożu boleści najukochańszej istoty pozostać z uśmiechem na ustach i pogodą w oku. A jednak uczucie jej niebezpieńczeństwa było tak silne, że potrafiłem dokazać tego, i reszta dnia minęła jak gdyby nie zaszło nic, jak gdyby pomiędzy nami nie stanęło widmo śmierci. Zresztą na teraz Anielce było lepiej, znikły natychmiastowe obawy, tylko wiedziałem, że choroba rozpoczęła w niej straszne dzieło zniszczenia, że lada wzruszenie mogło sprowadzić drugi napad coraz groźniejszy, coraz bardziej niebezpieczny, i drżałem na każdy szelest, na każde otwarcie drzwi, na widok każdej zbliżającej się osoby, bo każda mogła przynieść złą wieść, wymówić słowo niebaczne.