Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chmurę na mojem czole, szyderczy lub bolesny wyraz twarzy, rozpraszała go pogodą swego wejrzenia, słówkiem przyjaznem, pocałunkiem złożonym na głowie Stasia. Patrzałem na nią, a minuty i godziny mijały szybko niepostrzeżone, i byłbym patrzał tak na nią przez wieczność całą, zapominając o reszcie świata, bo tutaj był cały mój świat serdeczny, A przecież byłaż większa Tantalowa męka nad moją? Spoglądać ciągle na raj otwarty przedemną w sercu ukochanej kobiety, i myśleć, że nie posiądę go nigdy — nigdy może, że miłość ta gotuje nam tylko rozpacz! Czyż to nie dość, by przyprowadzić najtrzeźwiejszy umysł do szaleństwa, a najczystsze serce do zbrodniczych myśli?
Bóg jeden widział, com przecierpiał i przewalczył. A jeszcze wówczas sądzić mogłem przynajmniej, że ona jest szczęśliwszą odemnie, że nie zna swego niebezpiecznego stanu. Czas odebrał mi to ostatnie złudzenie.
Nadeszła wiosna, tak niebezpieczna dla suchotników; zdradliwe promienie słońca poczęły rozpraszać mgły zimowe, orzeźwiać obumarłą naturę i podburzać pierwiastki choroby złożone w piersiach ludzkich.
Uprzedzony przez Władysława, z podwójną pieczą strzegłem Anielki; ale ustrzedz jej nie mogłem przed zgubnym wpływem atmosfery, zwłaszcza gdy do niego przyłączała się tajemnicza przyczyna: cierpienie ukrywane przedemną. Anielka zapadła znowu nie tak gwałtownie i niebezpiecznie jak po raz pierwszy, ale było to już owo straszne memento mori, powtórzone przez nieubłaganą chorobę, w chwili gdy nadzieja wkradała się do serca mego.