Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak szalony błądziłem po ogrodzie, a wonie wiosenne, a kwiaty rozwierające swe kielichy promieniom słońca, zdawały mi się urągowiskiem, na przekór uśmiechom natury, dzikie myśli coraz gwałtowniej opanowały ducha mego znękanego tyloletnią boleścią. I jak w legendach średniowiecznych, gotów byłem zaprzedać go na wieczne zatracenie niewidzialnym szatanom, byle żyła ona.
Komuż w podobnych chwilach nie odpowie zawsze ukryty w głębi istoty naszej szatan zemsty i zbrodni?
Nad wieczorem znękany duchem i ciałem, powracałem do domu. W salonie Anielka leżała na sofie, doktór był przy niej — rozmawiali z sobą, a dźwięk jej głosu był tak miękki i łzawy, żem zatrzymał się progu niewidziany, słuchając co mówić mogła.
Z razu kaszlała i skarżyła się cicho. Władysław podał jej jakiś napój; posłuszna wypiła, i opadając znów na poduszki, szepnęła:
— O Boże! jak pan dobry jesteś dla mnie.
— Dla ciebie, panno Anielo! zawołał doktór z przejęciem; i któżby mógł nie być dobrym dla ciebie?
— To prawda, szepnęła dziewczyna: wszyscy są tak troskliwi, czemże zasłużyć na to mogłam?
Jej serce pełne niewinności i przebaczenia, zapominało o wyrządzonych krzywdach. Przycisnąłem rękoma rozpalone skronie; w tej chwili nie byłem jej godnym, nie śmiałem nawet jednem odetchnąć powietrzem, by nie skalać go obecnością moją.
Doktór wpatrywał się w nią z litośnem zdumieniem.
— Wszak lepiej pani teraz? zapytał biorąc jej rękę i rachując uderzenia pulsu.