Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, lepiej mi teraz, odparła; ale cóż to znaczy!
— Jakto! zawołał z przerażeniem Władysław: co chcesz pani powiedzieć?
— Nic, odparła onieśmielona wrażeniem, jakie sprawiły jej słowa; chciałam o coś zapytać, o coś prosić.
I rączki jej złożyły się błagalnie.
— Mów pani, rozkazuj, wyrzekł.
Nastała chwila milczenia; serce moje biło tak, że głuszyło wszystko. Anielka snadź zbierała myśli lub szukała słów.
— Czy ja długo jeszsze żyć mogę? szepnęła w końcu podnosząc na niego głębokie pytające oczy.
Władysław wstrząsnął się cały.
— Zkąd pani podobne myśli? zapytał gwałtownie.
Ona uśmiechnęła się smutnie.
— Widziałam nieraz chorobę z blizka, wyrzekła, nieraz towarzyszyłam cioci, gdy roznosiła po chatach lekarstwa i pociechy konającym. Wiem jak wyglądają ci co mają umrzeć. A zresztą czuję, że ze mną jest źle bardzo. Czy nie zechcesz mi pan powiedzieć, jak długo jeszcze żyć mogę? Ja wiem, że na podobne pytania doktór nie odpowiada zwykle; ja też pytam jak przyjaciela — jak brata.
I wyciągnęła do niego bladą rękę, którą on ucałował ze czcią prawie.
— Odpowiem ci więc jak brat, panno Anielo, wyrzekł po chwili: stan twój nie jest zrozpaczony wcale, jeśli go sama pogorszać nie będziesz tłumionym niepokojem i zgryzotą.
Wstrząsnęła smutnie główką.