Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ły się woli, szły koniecznie do słońca, do kwiatów, do ptaka, do wszystkiego co było swobodne.
Los mój rozstrzygał się wprawdzie, ale ja mogłem być tylko tutaj widzem nie działaczem; to powiększało okropność chwili i odejmowało mi jej samowiedzę. Co dalej działo się — nie wiem. Zadzwoniono; adwokat mój wyprowadził mnie z sali, bo chwiałem się jak człowiek pijany; pamiętam, że zadzwoniono znowu, że wróciliśmy na dawne miejsca, a wówczas zrozumiałem jedno tylko: nadzieja niepowrotnie stracona była. Z razu zdrętwiały prawie, nie uczułem całego ciężaru bólu, nie byłem w stanie pojąć strasznej donosłości tego wyroku, ostatni cios spadał na człowieka powalonego już gromem nieszczęścia.
Ale gdy powstali wszyscy, gdy sędziowie, obrońcy i ciekawi opuszczali salę sadową, gdy drzwi zamknęły się za nami, ocknąłem się jakby ze snu ciężkiego do cięższej rzeczywistości.
Więc na prawdę dla mnie skończyło się wszystko? Więc ten próg, który przechodziłem przed kilku godzinami w niepewności i trwodze, teraz zamykał się przedemną, jak owe wrota Dantejskiego piekła? Więc miłość moja była potępioną niepowrotnie? Anielka umrzeć musiała — i widziałem ją zbroczoną we krwi, omdlałą w białej sukni z różami; widziałem ją bladą, znękaną, jak wyciągała ręce błagalnie do doktora, pytając jak długo jeszcze żyć może. Na te obrazy, szaleństwo zawirowało mi w mózgu Prawnik mówił coś do mnie, — cóż mi znaczyły teraz ludzkie pociechy i ludzkie mowy? Nie zważałem,